Wiedziałam, że na pewno chcę żebyśmy wakacje spędzili, gdzieś w ciepłym kraju. Wybór padł na grecką wyspę Kos (o naszych wyborach później). Wiedziałam też, że na 100% będzie inaczej niż jak jeździliśmy tylko w dwójkę. Małą dawkę wspólnych wakacji mieliśmy w tamtym roku, gdy Maja miała 9 miesięcy, jednak zakończyły się one szybszym powrotem do domu ze względu na chorobę Małej (całe szczęście byliśmy wtedy nad Bałtykiem). Nie należały one wtedy do najbardziej udanych, co potęgowało nasze lęki. Oprócz samej podróży, o której na pewno napiszę, bałam się jak to będzie na miejscu i czy wakacje te będzie można nazwać faktycznie wakacjami. Na szczęście moje wszystkie obawy okazały się bezpodstawne. Mamy cudowne dziecko!
Czy zatem z niespełna dwuletnim dzieckiem można wypocząć? Oczywiście!
My wypoczęliśmy na maxa:
- wybraliśmy jednogłośnie opcję all inclusive, więc zero gotowania, zero sprzątania, wszystko na co mieliśmy ochotę podstawione pod nos, korzystaliśmy więc ile wlezie z dobrodziejstw naszego hotelu, odpuściliśmy też wszelkie wycieczki,
- zdarzyło nam się jeść obiad na śniadanie (tak, śpiochy z nas),
- nigdzie się nie spieszyliśmy,
- szefowa w ciągu dnia dawała nam zawsze 2-3 godziny wolnego, kiedy to drzemała słodko w wózku, a my byczyliśmy się bezczelnie nad basenem,
- gdy nie pływaliśmy w trójkę, Mają zajmowaliśmy się na zmianę z M. Wtedy jedno z nas mogło spokojnie relaksować się na leżaku obok, zresztą Maja nie należy do absorbujących dzieci, jak była woda, dzieci i zabawki wystarczył jedynie nadzór, bo dziecka nie było ;-),
- pokochała wózek i o dziwo chętnie w nim jeździła, więc nie musieliśmy ciągle za nią biegać z wywalonym jęzorem,
- mieliśmy ograniczony dostęp do internetu, co pozwoliło nam skupić się na sobie,
- nasza córka dbała również o to byśmy byli wypoczęci i ok 22 byliśmy już wszyscy w łóżku ("łóżeczko, mleczko i spać") - zrezygnowaliśmy więc z wieczornych animacji dla naszej szefowej, ale nie ukrywam, że cudownie było razem zasypiać. Zresztą szefowa była dla nas łaskawa i zabierała nas na dziecięce party, które były codziennie o 20, więc imprezowanie nie było nam zupełnie obce ;-).
Naczytałam się wcześniej u innych, że z dzieckiem na wakacjach to różnie. Że się nie odpocznie, że trzeba ciągle za nim biegać, że o relaksie i spokoju można zapomnieć.
Eee tam! Ja wróciłam bardzo wypoczęta. Wreszcie spędziliśmy czas tylko w trójkę, mogliśmy się delektować naszym towarzystwem, a naprawdę mi tego brakowało. I mimo, że posiłki jedliśmy prawie w biegu, bo Maja nie przepada za siedzeniem w krzesełku i często pakowała się na kolana to do mnie, to do taty (w zależności kto co miał na talerzu ;-) ) to przymykaliśmy na to oko. Nikt się nie zadławił, a i głodny spać nie poszedł.
Wspaniale przebywać w trójkę 24 h na dobę. Patrzeć na dziecko kiedy się budzi, kiedy je śniadanie, obiad (no dobra może nie jadła zbyt wiele, ale zabawa jedzeniem wychodziła jej naprawdę fantastycznie), gdy się bawi, uczy nowych słów, przygląda innym, gdy ciągnie Cię za raczkę krzycząc "mamuś". Gdy leży między nami wieczorem i poucza tatę ("śpimy już tatusiu!"), gdy do obcokrajowców odpowiada "helloł". Cudownie chodzić z M. za rękę, prowadząc wózek z naszym skarbem. Patrzeć na zachód słońca, pluskać się w wodzie, rozmawiać o wszystkim i o niczym. To był nasz czas.
Teraz tylko jesień, zima, wiosna i znów lato! :-) Warto czekać na takie chwile.
C.d.n..