wtorek, 30 września 2014

wrzesień w kratkę

wrzesień w naszym obiektywie:
- choć wrzesień kojarzy się zwykle z końcem wakacji nasz był iście letni;
- nasze drugie wakacje spędzone w trójkę, tym razem za granicą;
- pierwsza podróż Mai samolotem i autokarem;
- kiedy tylko była okazja czas spędzaliśmy poza domem;
- pławiliśmy się w kałużach i kąpaliśmy w słońcu;
- powiększyła się nasza rodzina, Maja zyskała nowe kuzynostwo - 23.09 na świat przyszła Lenka, a 29.09 - Wojtuś;
- przywitaliśmy jesień!;
- 30.09 to również Dzień Chłopaka więc naszemu ukochanemu mężczyźnie życzymy wszystkiego najlepszego :)


* może nie do końca wyraźne, doświetlone, robione na szybko, często telefonem, ale przedstawiające krótkie momenty składające się na wydarzenia minionego miesiąca.

niedziela, 28 września 2014

39/52

Majka w 39 tygodniu 2014 roku


20 stopni na termometrze + słońce. Taką jesień to ja rozumiem! Gdyby jeszcze weekendy trwały ciut dłużej...

Pozostałe portrety projekt 52

czwartek, 25 września 2014

nasze wielkie greckie wakacje #2

Dlaczego Kos?
Jakiś czas temu zakochaliśmy się w greckich wyspach: w klimacie, jedzeniu, atmosferze. Jednym z głównym kryterium naszej tegorocznej wyprawy była odległość (bałam się jak Maja zniesie lot). Początkowo nie braliśmy pod uwagę Kos, zwyczajnie dlatego, że byliśmy tam 3 lata temu. Jednak oferta tak bardzo nam się spodobała, że stwierdziliśmy czemu nie? I bardzo się cieszę z tego wyboru. Tym razem postanowiliśmy spędzić wakacje stacjonarnie. Chcieliśmy się po prosty pobyczyć i nie męczyć Mai wycieczkami, z których nie oszukujmy się - i tak zbyt wiele by nie wyniosła. Dzięki temu, że Kos zwiedziliśmy już ostatnio, nie było nam szkoda, że siedzimy na miejscu. Bez wyrzutów sumienia korzystaliśmy więc z uroków naszego hotelu.
Podróż.
Z uwagi na chorobę lokomocyjną Mai byliśmy nieco przerażeni jak to będzie. Co ja mówię! Spędzało mi to sen z powiek. Czekało nas najpierw jakieś 2 h samochodem do Łodzi, później 3 h w samolocie i na koniec jakieś pół godz. autokarem. Czyli cudowny misz masz. Bałam się niesamowicie, że Mała się umęczy. W każdej torebce miałam reklamówki, pieluszki flanelowe, a w bagażu podręcznym 2 komplety ubrań na zmianę. Zaopatrzyliśmy się również w lokomotive. Na całe szczęście wszystko było ok. Zero jakichkolwiek objawów.
Lot.
Cieszyłam się na lot w nocy w pierwszą stronę. W końcu w nocy się śpi, więc no problem.
Ale gdzie tam! Majce nie w głowie było spanie. Sytuację ratował nam tablet z piosenkami i grami i książeczki z naklejkami.
Jak Maja reagowała?
Gdy startowaliśmy krzyczała: "szybciej, szybciej"!
Gdy lądowaliśmy: "ihaaa!"
Wyglądało to mniej więcej tak:



Podobało jej się niesamowicie! Podróżnik nam rośnie.

Zresztą podobnie było w autokarze. Wszystko robiło na niej wielkie wrażenie. Wszystko było "łoooo!".
Hotel.
Najważniejsza sprawa. Mieliśmy w końcu tu spędzić nasz urlop (przypomnę - bity tydzień bez wycieczek). Wybraliśmy hotel Blue Lagoon Resort, w części Garden Satelite. Zdecydowanie jest to hotel dla rodzin z dziećmi, dowodem na to były wszędzie wszechobecne wózki. W restauracjach oczywiście krzesełka dla maluchów, menu dla najmłodszych, łóżeczka w pokojach. Baseny z kolorowymi zjeżdżalniami, baseniki, brodziki ze statkami pirackimi. Nawet mini klubik i pokój zabaw dla dzieci. Hotel jest naprawdę ogromny. W części, której my mieliśmy pokój był praktycznie pod nosem basenik dla dzieci, także tam spędzaliśmy większość czasu. Do drugiej części, w której było większość restauracji, ogromny basen (jeden z największych na Kos) mieliśmy kawałek do przejścia, ale jako, że nasza szefowa okazała się łaskawa i pozwoliła się wozić wózkiem nie szliśmy w jedną stronę godzinę tylko z 5 minut. Zresztą ciągle kursowały meleksy więc można było się przejechać (my jednak wybieraliśmy kursy piesze, co by spalić choć odrobinę pochłanianych przez nas pyszności). Jeśli chodzi o jedzonko - było naprawdę pyszne. Oprócz ogólnej restauracji były jeszcze BBQ, włoska i grecka. Nie ważyłam się przed wyjazdem, co by się nie załamać, ale czuję, że lekki nadbagaż jednak przywiozłam ;) ach nie mogę też nie wspomnieć o wieczornych animacjach dla dzieci, można było śmiało zakręcić bioderkiem pod pretekstem zabawy z dzieckiem ;-) rodzinom z dziećmi gorąco polecam to miejsce :-)

Tak oto się bawiliśmy...














































wtorek, 23 września 2014

Nasze wielkie greckie wakacje #1


Wiedziałam, że na pewno chcę żebyśmy wakacje spędzili, gdzieś w ciepłym kraju. Wybór padł na grecką wyspę Kos (o naszych wyborach później). Wiedziałam też, że na 100% będzie inaczej niż jak jeździliśmy tylko w dwójkę. Małą dawkę wspólnych wakacji mieliśmy w tamtym roku, gdy Maja miała 9 miesięcy, jednak zakończyły się one szybszym powrotem do domu ze względu na chorobę Małej (całe szczęście byliśmy wtedy nad Bałtykiem). Nie należały one wtedy do najbardziej udanych, co potęgowało nasze lęki.  Oprócz samej podróży, o której na pewno napiszę, bałam się jak to będzie na miejscu i czy wakacje te będzie można nazwać faktycznie wakacjami. Na szczęście moje wszystkie obawy okazały się bezpodstawne. Mamy cudowne dziecko!
Czy zatem z niespełna dwuletnim dzieckiem można wypocząć? Oczywiście!
My wypoczęliśmy na maxa:
- wybraliśmy jednogłośnie opcję all inclusive, więc zero gotowania, zero sprzątania, wszystko na co mieliśmy ochotę podstawione pod nos, korzystaliśmy więc ile wlezie z dobrodziejstw naszego hotelu, odpuściliśmy też wszelkie wycieczki,
- zdarzyło nam się jeść obiad na śniadanie (tak, śpiochy z nas),
- nigdzie się nie spieszyliśmy,
- szefowa w ciągu dnia dawała nam zawsze 2-3 godziny wolnego, kiedy to drzemała słodko w wózku, a my byczyliśmy się bezczelnie nad basenem,
- gdy nie pływaliśmy w trójkę, Mają zajmowaliśmy się na zmianę z M. Wtedy jedno z nas mogło spokojnie relaksować się na leżaku obok, zresztą Maja nie należy do absorbujących dzieci, jak była woda, dzieci i zabawki wystarczył jedynie nadzór, bo dziecka nie było ;-),
- pokochała wózek i o dziwo chętnie w nim jeździła, więc nie musieliśmy ciągle za nią biegać z wywalonym jęzorem,
- mieliśmy ograniczony dostęp do internetu, co pozwoliło nam skupić się na sobie,
- nasza córka dbała również o to byśmy byli wypoczęci i ok 22 byliśmy już wszyscy w łóżku ("łóżeczko, mleczko i spać") - zrezygnowaliśmy więc z wieczornych animacji dla naszej szefowej, ale nie ukrywam, że cudownie było razem zasypiać. Zresztą szefowa była dla nas łaskawa i zabierała nas na dziecięce party, które były codziennie o 20, więc imprezowanie nie było nam zupełnie obce ;-).

Naczytałam się wcześniej u innych, że z dzieckiem na wakacjach to różnie. Że się nie odpocznie, że trzeba ciągle za nim biegać, że o relaksie i spokoju można zapomnieć.
Eee tam! Ja wróciłam bardzo wypoczęta. Wreszcie spędziliśmy czas tylko w trójkę, mogliśmy się delektować naszym towarzystwem, a naprawdę mi tego brakowało. I mimo, że posiłki jedliśmy prawie w biegu, bo Maja nie przepada za siedzeniem w krzesełku i często pakowała się na kolana to do mnie, to do taty (w zależności kto co miał na talerzu ;-) ) to przymykaliśmy na to oko. Nikt się nie zadławił, a i głodny spać nie poszedł.
Wspaniale przebywać w trójkę 24 h na dobę. Patrzeć na dziecko kiedy się budzi, kiedy je śniadanie, obiad (no dobra może nie jadła zbyt wiele, ale zabawa jedzeniem wychodziła jej naprawdę fantastycznie), gdy się bawi, uczy nowych słów, przygląda innym, gdy ciągnie Cię za raczkę krzycząc "mamuś". Gdy leży między nami wieczorem i poucza tatę ("śpimy już tatusiu!"), gdy do obcokrajowców odpowiada "helloł". Cudownie chodzić z M. za rękę, prowadząc wózek z naszym skarbem. Patrzeć na zachód słońca, pluskać się w wodzie, rozmawiać o wszystkim i o niczym. To był nasz czas.
Teraz tylko jesień, zima, wiosna i znów lato! :-) Warto czekać na takie chwile.











C.d.n..